Życiorys – Aniela Salawa

W pracy i cierpieniu (Aniela Salawa)

Jest w Krakowie w kościele franciszkanów takie miejsce, gdzie o każdej porze dnia można zobaczyć ludzi modlących się. To kaplica Męki Pańskiej, a w niej płyta z napisem : „Służebnica Boża Aniela Salawa”. I okrągła fotografia przedstawiająca kobietę o ciemnych włosach i łagodnie patrzących oczach. To do niej, do tej Anieli, której zwłoki z cmentarza rakowickiego tu właśnie przeniesiono, przychodzą różni ludzie modlić się i prosić ją o wstawiennictwo u Boga. I często bywają wysłuchani. Wtedy spisują swe podziękowania na kartce i albo zostawiają przy płycie, albo oddają ojcom franciszkanom na przechowanie. Świadczą one o tym, że dusza Anieli jest miła Bogu. Widocznie umiała Aniela tak żyć na ziemi, że zaskarbiła sobie łaski u Boga. Teraz jej wstawianie się za innymi u Boga jest tak skuteczne.

A żyła stosunkowo niedługo, bo tylko 41 lat. Pochodziła ze wsi Siepraw, odległej 18 kilometrów od Krakowa, do którego się przeniosła w 16 roku życia pracując jako służąca, czyli pomoc domowa. Bo w rodzinnym domu nie było bogato. Anielka była już 11 dzieckiem i ojciec, trochę rolnik, trochę kowal, z trudem zarabiał na wyżywienie tak licznej rodziny. Toteż w domu oszczędzano na wszystkim, nawet na jedzeniu. Sama Anielka mówiła potem, że mama nauczyła ich mało jeść, dużo pracować i modlić się. Matkę miała bardzo dobrą i pobożną. Troszczyła się ona nie tylko o wyżywienie dzieci, ale także o ich katolickie wychowanie. W niedzielne popołudnia czytywała i objaśniała im dobre książki religijne. Te domowe lekcje religii pomogły Anielce w późniejszych latach. Do końca życia zachowała wyniesione z domu zamiłowanie do lektury książek religijnych.

W Sieprawiu Anielka ukończyła zaledwie dwie klasy szkoły podstawowej, bo więcej klas tam nie było. Kiedy podrosła i miała lat 16, rodzice chcieli ją wydać za mąż, ale się temu oparła. Skrycie marzyła o tym, aby wstąpić do klasztoru. Ale na razie musiała iść szukać pracy i zarobku poza domem. Poszła więc do Krakowa, bo tam pracowała już jej siostra Teresa. Ona to właśnie znalazła Anielce pierwszą służbę. Początkowo była to ciężka praca. Wymagania były duże, zapłata zaś marna. Toteż parę razy zmieniała służbę, aż trafiła do takiego domu, gdzie jej było bardzo dobrze. I tam pracowała prawie 11 lat. Pani domu wnet poznała się na niej, polubiła ją, zaufała i sowicie wynagradzała. Mogłaby Anielka trochę zarobić i zabezpieczyć sobie spokojną starość. Tymczasem stało się inaczej. Po kilku latach służby zmarła jej ukochana pani, która jej tak ufała. Pan domu też był dobry, ale w jakiś czas po śmierci żony posądził Anielkę o kradzież i wydalił z pracy. Przeżyła to bardzo boleśnie. Nie upomniała się ani się nie tłumaczyła, choć była to nieprawda. Spakowała swoje rzeczy i opuściła ten dom. Potem jeszcze trochę pracowała, ale już niedługo. Zachorowała. Różne cierpienia pozbawiły ją sił, tak że nie mogła zarabiać na siebie. Początkowo znalazła schronienie w szpitalu Stowarzyszenia św. Zyty, ale przebywała tam krótko. Wynajęła sobie maleńki pokoik w suterenach (jakby w piwnicy) przy ulicy Radziwiłłowskiej 20 i tam mieszkała przez ostatnie cztery lata życia. Wtedy już bardzo cierpiała. Była opuszczona i zdana na łaskę ludzką. Umarła 12. III. 1922 r., a jej ciało pogrzebano na cmentarzu rakowickim. Stamtąd po 27 latach przeniesiono je do kościoła franciszkanów, gdzie do dziś spoczywa i gdzie ludzie tak często proszą ją o wstawiennictwo u Boga.

Życie Anieli Salawy upłynęło więc bardzo zwyczajnie. Aż dziw bierze, dlaczego o niej nie zapomniano, jak o tylu innych zmarłych. Żeby to zrozumieć, trzeba zaglądnąć do jej duszy, zastanowić się, co myślała o sobie i o Bogu i czym zasłużyła sobie na ludzką pamięć oraz na to, że ją Bóg wysłuchuje. Kiedy opuszczała dom rodzinny, była zwyczajną wiejską dziewczyną, jak tyle innych jej rówieśniczek. Potem w Krakowie, skoro tylko lepiej się miała, zaczęła bardziej dbać o swój wygląd i stroje. Lubiła też zabawę i rozrywki. Pracę traktowała ,,z musu” : trzeba robić, żeby zarobić. Na próżno siostra Teresa przestrzegała ją i pouczała, aby nie wydawała bezmyślnie pieniędzy i nie narażała się na biedę. Dopiero kiedy Teresa nagle zachorowała i zmarła, Anielka zrozumiała; że źle postępowała lekceważąc przestrogi siostry. Zaczęła poważniej myśleć o sobie. Stała się oszczędniejsza w wydatkach i bardziej ostrożna w zachowaniu. Więcej się teraz modliła, pilnowała spowiedzi i Komunii św. Prócz tego zaczęła — podobnie jak dawniej matka — skupować książki religijne i rozczytywać się w nich. Wróciły także dawniejsze myśli o klasztorze. Lecz ksiądz, który ją spowiadał, nie pochwalił tego zamiaru. Kazał czekać, namyślać się i modlić. Posłuchała i dobrze zrobiła. Z czasem bowiem zrozumiała, że Pan Bóg nie woła jej do klasztoru, ale chce, aby została w świecie. Wtedy postanowiła nie wychodzić za mąż, lecz pozostać całe życie służącą. Powiedziała kiedyś : ,,dobrowolnie obrałam stan służącej… wzgardziwszy szczęściem, które mi się nastręczało, ufna, że w tym stanie, tak upokarzającym, odpowiem żądaniu Bożemu”. Takie jej przyszło natchnienie na modlitwie i pozostała mu wierna do końca. Bo modlitwy Anieli stawały się teraz coraz dłuższe i gorętsze. I w takich chwilach Bóg do niej najchętniej przemawiał. A ona pod wpływem tych natchnień stawała się coraz lepsza. Już teraz pracowała nie tylko dla zarobku, ale z miłości do ludzi. Mniej się zajmowała sobą, a więcej bliźnimi. Wszystkie jej pieniądze poszły na zaspokojenie potrzeb różnych ludzi szukających u niej pomocy. Dlatego nie miała żadnych oszczędności. Ufała, że ją Bóg nie opuści. Gdy przyszła pierwsza wojna światowa, do Krakowa przywieziono z frontu wielu rannych żołnierzy. Byli też i jeńcy wojenni. Anielka pierwsza, samorzutnie, nie wzywana przez nikogo, odwiedzała szpitale, opiekowała się chorymi, przynosiła jedzenie i pocieszała. Ranni żołnierze mówili o niej : ,,To prawdziwy anioł”.
Na modlitwie przyszła jej też myśl, że najlepiej spodoba się Panu Jezusowi, gdy będzie chętnie przyjmowała wszelkie cierpienia i przykrości. A nie brakowało ich w życiu Anieli. Była zawsze słabego zdrowia i ciągle jej coś dokuczało. Znosiła to cierpliwie. Z czasem rozchorowała się na dobre i bardzo cierpiała. Już w młodości chorowała na żołądek i na przepuklinę. Do tego dołączyła się gruźlica kości, krtani i płuc, paraliż prawej ręki i nogi, a w końcu rak żołądka. Te wszystkie choroby zadawały jej wiele boleści. Najgorsze były ostatnie 4 lata, gdy leżała w swoim ciemnym pokoiku, samotna i opuszczona. Ale nigdy nie narzekała, owszem — chętnie ofiarowała swoje cierpienia za grzeszników i za Ojczyznę. Wiedziała, że oczyszczają jej duszę, a także mogą pomóc bliźnim. W notatkach, jakie pozostawiła, czytamy :
,,O Jezu, ty tylko jeden wiesz… jak bardzo pragnę cierpieć dla Ciebie… Boże, jednego się najwięcej lękam, aby mnie nie opuścił zapał do cierpienia… O, ja pragnę tylko cierpieć”.
Tym pragnieniem żyła od kilkunastu lat aż do śmierci. O niektórych jej chorobach opowiada się ciekawe rzeczy : że przeszły na nią z innych ludzi. Chciała w ten sposób pomóc im i uwolnić od bólu. Pewnego dnia tam, gdzie pracowała, poznała młodego urzędnika, któremu paraliż odjął władzę w prawej połowie ciała. Chorego ogarnęła straszna rozpacz — chciał sobie życie odebrać. Wtedy Aniela zaczęła się modlić : ,,Jezu, daj mi chorobę tego obłąkańca, on tak poniewiera Twym skarbem — krzyżem…” I Jezus wysłuchał jej : młodzieniec wyzdrowiał, a Anielki prawa ręka i noga zostały porażone. Podobnie miało być z jej chorobą żołądka.
Prócz tych cierpień fizycznych wiele przykrości doznała od ludzi. Najboleśniejsze było to posądzenie o kradzież i niesprawiedliwe wydalenie z pracy. Zniosła to mężnie. Ponieważ mimo tylu chorób miała zdrowy wygląd, wielu ludzi nie wierzyło, że ona tak cierpi i posądzało ją o udawanie i histerię.
I te przykrości przyjmowała cierpliwie. Pod koniec życia przyszły na nią najgorsze męki. Ogarnęły ją straszliwe wątpliwości. Zdawało jej się, że Bóg nie przyjął jej ofiary. Napadały ją gwałtowne pokusy szatańskie. Zły duch próbował jej wiary, nadziei i miłości. Trzy miesiące trwały te męki duchowe. Ale i to przetrzymała zwycięsko. Potem wszystko się uspokoiło i kiedy nadszedł dzień śmierci, Aniela cicha i zapatrzona w dal odchodziła do Boga.

Takie było życie Anieli Salawy, długoletniej służącej. Zwyczajne na zewnątrz, a pełne wielkiej miłości i ofiary wewnątrz. Okazuje się, że Panu Bogu podoba się taki człowiek, który umie przyjmować jego natchnienia i spełniać je nawet wtedy, gdy są ciężkie i bolesne. Takich ludzi, choćby tu na ziemi spełniali bardzo niską pracę, Pan Bóg wynosi wysoko w niebie i nie pozwala o nich zapomnieć na ziemi. O wielu ludziach z tamtych czasów już dawno nikt nie wspomina. Aniela Salawa żyje ciągle w pamięci ludzkiej, piszą o niej książki, modlą się do niej, a Bóg wysłuchuje te prośby i potwierdza, że kocha tę duszę i sowicie jej odpłaca za wszystko, co tu na ziemi dla Niego wycierpiała.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *